Moja Maria
Poznałem ją w 1978 r. Wracałem wówczas z miasta, niosąc w ręce zakupione i zapakowane rurki do wina. Banalny zakup, jednakże w konkretnym celu. Naprzeciwko szła moja znajoma Bożena Pietrucha, której towarzyszyła drobna, acz dojrzała kobieta. Zostaliśmy sobie przedstawieni, ale na ulicy rozmowa nie wychodziła poza ogólnie przyjęte zwyczaje. Zresztą obie dziewczyny mi zaimponowały ale trudno na ulicy, tak od razu coś konkretnie sprecyzować. Maria chyba czytając w moich myślach podjęła inicjatywę, proponując spotkanie w domu, gdzie mieszkała. I tak pojawiłem się w mieszkaniu jej cioci Walentyny przy ulicy Dąbrowskiego 18.

Bożena była bezpośrednia i konkretna, Maria nieco nieśmiała jednakże bardzo gościnna. Poczułem się bardzo swobodnie, co nie jest dla kawalera zbyt trudne. dobre wino stworzyło oczywisty klimat. Ostatecznie moje rurki do wina pozostały tam na zawsze…






Niebawem okazało się, że Maria wykańczała swoje mieszkanie przy ul. Zwycięzców, a więc blisko mego. Spotkałem ją bowiem jak dźwigała ciężkie torby z zakupami. Pomogłem jej wnieść to do domu. Poczęstowała mnie dobrze zaparzoną herbatą. Poprosiłem ją wówczas o pomoc w nauce języka rosyjskiego. Kończyłem wówczas wieczorowe liceum ogólnokształcące. Maria miała niezły ubaw, bowiem nauka języka szła mi topornie. Dzięki jej pomocy zdałem.
Związek małżeński w marcu 1980 r. Pierwszy na świat przyszedł Leszek, dwa lata później urodziła się Anitka. Już wówczas marzył nam się domek jednorodzinny. W Zakładzie Płyt Wiórowych zawiązał się zespół budowy domków jednorodzinnych. Był to czas niedoboru wszystkich materiałów, a pomoc zakładu pracy była niezbędna. Maria kierowała tym projektem od początku do końca. Na szczerym polu pod Sieniawą Żarską powstał plac budowy pomimo niezbyt przychylnego stanowiska gminy, na którą spadło wiele prawnych uzgodnień. Maria, dobry duszek budowy, potrafiła przyspieszyć i nadzorować poprzez monity pracę urzędników. Uchwały rady gminy, sprawy geodezyjne, pomiary gruntu, do dziś pamiętam ponieważ były rozmowy w domu na ten temat.

W zakładzie też nie było przychylnego klimatu. Dyrekcja swoje, a komitet budowy swoje. Takie to były czasy. Maria złożyła propozycję wybudowania 10 domków dla potrzeb zakładu. Był to jej indywidualny pomysł, bowiem angażowanie innych mogłoby popsuć sprawę. Dokumentacja była przygotowana perfekcyjnie. Pamiętam, że jak zwolniła się z zakładu, od razu zlecono wewnętrzną kontrolę dotyczącą tej budowy. Oczywiście nic niezgodnego z ówczesnymi przepisami nie stwierdzono.
W 1994 r., a więc po 8 latach pracy przy budowie, przeprowadziliśmy się do własnego jednorodzinnego domku. Żelazny, zdawałoby się, organizm Marii zaczął szwankować. Ból w stawach kolanowych zmusił ją do zgody na dwie operacje endoprotezy. Efekt był niewielki.
Kronopol jako wiodąca firma w kraju, postanowił wybudować modelowe osiedle przy zachodniej ścianie Zielonego Lasu w południowej części miasta. W budowie wykorzystano płyty OSB. Podjęliśmy decyzję, aby kupić dwie działki i wybudować dwa domy. Jeden miał być dla Leszka. Wprowadziliśmy się tam w grudniu 2007 r., wówczas Maria definitywnie przeszła na emeryturę.
Dziś z perspektywy czasu, przeglądając domowe archiwum oraz zapiski, które Maria skrupulatnie prowadziła – ożywiają się wspomnienia. Są one uzupełnieniem rozmów, które są w gronie rodzinnym oczywiste, jak i te podczas jazdy samochodem, bowiem byłem jej kierowcą.
Przypomniałem sobie rozmowę z jej Mamą, która do końca z nami mieszkała, że Marię szybko ochrzczono po urodzeniu, bowiem dawano jej nikłe szanse przeżycia. Maria nigdy nie wspominała porannego aresztowania ojca na jej oczach. Po przybyciu do Polski w miarę szybko, pozbyła się wschodniego akcentu. Nauka, praca i nauka uczyniły z niej nie tylko kompetentną osobę, ale również niezwykle szczerą i sympatyczną.
Oczywiście miała oponentów, ale i ci zmieniali zdanie wobec siły jej argumentów. Zazdrościłem jej swobodnego kontaktu z ludźmi z linii produkcyjnej. Jej wiara i siła argumentów oraz znajomość przepisów były jej siłą przebicia.
Modlitwa była jej wsparciem, uspokojeniem, podpowiedzią. A w domu… łagodność, zamiłowanie do dobrej kuchni i radość rodzinna. Można byłoby wiele, bardzo wiele dodać, ale po co? To co autor zebrał i opracował w zupełności wystarczy.
