Inni o Marii
Tadeusz Domaradzki
Poznałem Marię na imieninach u państwa Węgłowskich. Do czasu wyprowadzenia się państwa Pietruszczak do nowego, swojego domu w Sieniawie Żarskiej, corocznie dwa razu w roku spotykaliśmy się na imieninach Broni i Zygmunta, którzy byli moją rodziną a sąsiadami na piętrze właśnie z Marią i Zbyszkiem. W latach 70.tych takie imprezy były rzeczą normalną.
Pamiętam jak dziś wesele Eliusza, syna Broni i Zygmunta, na którym wraz z żoną i synem siedzieliśmy przy jednym stole z Marią jej mężem Zbigniewem i ich córką Anitą. Jak to na uczcie weselnej bywa, po kilku „głębszych” rozmowa potoczyła się swobodniej i nawiązała się między nami większa znajomość. Słowiańskie dusze to do siebie mają. Śpiewy i wspólne tańce trwały do białego rana. Nasze dzieci też się bawiły i przypadli sobie do serca. Dziś są małżeństwem. Po hucznie wyprawionym wspólnie weselu byliśmy już nie znajomymi ale rodziną. Potem pojawiły się wnuki, a więc i chrzciny jak tradycja nakazuje. Zostaliśmy dziadkami.
Maria potrafiła zaangażować wszystkich domowników do pomocy przy organizacji wspomnianych urodzin czy chrzcin. Była w tym perfekcyjna. Kuchnia i podanie do stołu było jej oczkiem w głowie. W tych sprawach nie znosiła sprzeciwu. Gdy moja żona zmarła, Maria objęła mnie opieką. Nigdy o mnie nie zapominała. Doskonale pamiętała daty, kiedy należało się spotkać, o świętach nie wspominając. Za co byłem jej bardzo wdzięczny. Zapewne teraz na niebiańskich łąkach razem z moją Zosią wyprawiają uroczystości…