Inni o Marii
Majewska Maria
Marię poznałam w czasie, kiedy obie pracowałyśmy w dwóch różnych bankach położonych blisko siebie, dzięki czemu często się spotykałyśmy. Marynia od początku robiła na mnie wrażenie osoby skromnej, życzliwej, ciepło patrzącej na ludzi. Pamiętam ją jako jasnozłotą blondynkę, zgrabną, w kwiecistej sukience, z upiętymi z tyłu francuskimi lokami, zawsze uśmiechniętą. teraz kiedy jej nie ma, myśląc o niej, mam przed oczami taki właśnie jej obraz sprzed lat.
W połowie lat 80.tych spotkaliśmy się w Zakładzie Płyt Wiórowych w Żarach, gdzie Marynia była wcześniej już zatrudniona i wtedy nasza znajomość się zacieśniła. Mimo, że zmiany ustrojowe doprowadziły naszą firmę do rozpadu, żyłyśmy nadal w przyjaźni. W połowie lat 90.tych w miejscu Płyt Wiórowych powstała spółka niemiecko-polsko-szwajcarska Kronopol. W przekształceniu dawnych płyt Marynia była znacząco zaangażowana, a później w tej spółce piastowała wysokie stanowisko. Była prokurentem i pełnomocnikiem zarządu. Za sprawą Maryni ja również znalazłam się w tej firmie. Przechodząc na wcześniejszą emeryturę wydzierżawiłam lokal w Kronopolu i prowadziłam działalność gospodarczo-gastronomiczną. Marynia, jako prokurent wiele mogła i wykorzystała swoje możliwości podając niejednokrotnie pomocną rękę wielu ludziom i nie tylko pracownikom zakładu. Osobiście doznałam jej wielką dobroć i życzliwość otrzymując bardzo dużą pomoc. Od zarządu firmy za wstawiennictwem Maryni w mojej trudnej sytuacji życiowej jaka mnie spotkała.
Marynia była optymistką, zawsze potrafiła pocieszyć, wytłumaczyć rozwiązać niepotrzebne jej zdaniem kłopoty. Prywatnie była gościnna, towarzyska, pamiętała o osobach samotnych, zapraszała często znajomych, przygotowywała pyszne potrawy (a była w smakach perfekcyjna) i pamiętam jej suto zastawiony w domu stół.
W ostatnich latach była osobą cierpiącą, ale nigdy nie narzekała. Jak do niej dzwoniłam, na pytanie – Jak się czujesz? Zawsze odpowiadała- Dobrze. Bardzo brakuje mi telefonicznych rozmów z nią. Brakuje mi jej śmiechu w słuchawce i okazywanej radości pomimo cierpienia. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z jej stanu zdrowia ale jej optymizm oddalał myśli szybkiego pożegnania się z nią.
Marynia miała bardzo dobrego i troskliwego męża, dla którego była wszystkim do samego końca, a On nigdy nie mówił do niej inaczej niż – Moja kochana dziewczyna. Sposób jego troski jest godny podziwu.
W ostatnich miesiącach bardzo cierpiała, ale to też robiła z uśmiechem. Nawet w chwili odejścia była wzorcem godnym naśladowania i to jest drugi obraz jaki pozostał w mej pamięci. No cóż jeszcze mogę o niej powiedzieć… – Niech spoczywa w spokoju i swoim optymizmem i ciepłem ogrzewa nowych przyjaciół.